Jak już kiedyś pisałam, mój ukochany Seche, bez którego nie wyobrażam sobie mani (zawsze robionego przed pójściem spać), zgęstniał i odmówił współpracy. A bez niego czuję się jak kaleka z długo schnącymi i podatnymi na uszkodzenia paznokciami.
Mam jeszcze spray wysuszający od Essence ale daje naprawdę słabe efekty.
Z braku laku i kit dobry, ale jak tylko dostanę wypłatę, strzelę sobie Poshe (dużo dobrych recenzji i ponoć nie gęstnieje jak Seche).
A teraz suszę na paznokciach uroczego miodowo-złotego chińczyka, który tak okrutnie śmierdzi, że nawet na moje standardy jest źle.
Ale kolorek ma przedni i tak właśnie na niego miałam ochotę dzisiaj.
To ten w środku. Na buteleczce jest tylko to co widać na zdjęciu. Z tyłu nie ma żadnej informacji o składzie czy producencie. Pod spodem jest tylko naklejka z nr104.
Z technicznych informacji:
Pędzelek średni.
Całkiem dobrze się nim operuje. Konsystencja lakieru dobra, tylko zapach uprzykrza malowanie (moje skojarzenie, tak jakbym lakierowała karoserię samochodu).
Pierwsza cienka warstwa zostawia bardzo nikły ślad dlatego drugą nałożyłam grubszą.
Wydaje mi się, że solo wygląda trochę nudno, ale przez brak czasu i wysuszacza nie będę kombinować z dodatkami.
Użyłam:
1 warstwa odżywki diamentowej Wibo
2 warstwy chińczykowego CN nr104
1 warstwa wysuszacza w sprayu Essence
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze.
Motywują mnie one do dalszej zabawy.
Proszę nie proponować obserwowania za obserwowanie, sama decyduję, który blog mi się podoba.
Pozdrawiam