Zainteresowanych odsyłam do artykułu.
Przy okazji zrobiłam sobie tzw. naftę pichtową na zaskórniki. Na blogu LaNińi natknęłam się na tę mieszankę. A TUTAJ jest wszystko o samym olejku pichtowym. Może wreszcie będzie nadzieja dla mojej cery?
Zakupione składniki:
gratis do oliwki :) |
OCM:
Muszę przyznać, że nie wierzyłam, jakoby mieszanka olei miała rozpuścić wodoodporny makijaż, a jednak!
Uwinęła się z tym naprawdę szybko i już nie muszę trzeć oczu wacikami.
Dodatkowo martwiłam się, że spędzę dużo czasu na czekaniu, aż ściereczka z mikrofibry ostygnie i będzie można zebrać OCM, ale nie. Kolejne miłe zaskoczenie.
Zrezygnowałam również z kremowania twarzy.
I okazuje się, że cała procedura trwa szybciej niż normalny demakijaż, mycie twarzy i kremowanie razem wzięte.
Póki co jestem na tak, ale piszę to dopiero po dwóch próbach.
I czekam na możliwy wysyp wyprysków, o którym było wspomniane, bo skóra oczyszcza się z toksyn.
Nafta pichtowa:
Podejrzewam, że zaburzyłam proporcje, bo wszystko robiłam "na oko".
Jak wiadomo, nafta nie ma zapachu, natomiast olejek jest bardzo intensywny. Jednakże mnie jakoś szczególnie nie drażni.
Ja przecieram miejsca zaskórnikowane po OCM i zostawiam do całkowitego wchłonięcia.
Jestem strasznie ciekawa efektów.
Jeśli nie zapomnę, to za miesiąc zdam sprawozdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze.
Motywują mnie one do dalszej zabawy.
Proszę nie proponować obserwowania za obserwowanie, sama decyduję, który blog mi się podoba.
Pozdrawiam