Wciąż jestem na etapie ratowania paznokci.
Ja pisałam w poprzedniej notce, miałam poważny problem z kruszeniem i rozdwajaniem paznokci.
Zaczęłam stosować manicure japoński i jest znaczna poprawa.
Z totalnych zerówek udało mi się wyhodować coś takiego. Ogromny sukces, zwłaszcza, że paznokcie pomalowałam do zdjęć. Na co dzień noszę totalne golasy (nawet odżywki nie stosuję).
Od razu zaznaczam: PROSZĘ NIE ZAUWAŻAĆ SKOREK. NIE ZWRACAĆ NA NIE UWAGI!
Podejrzewam, że właśnie nieumiejętne ich usuwanie osłabiło moje paznokcie, dlatego póki nie wrócę do manicure, skórki zostawiam w spokoju.
Paznokcie, ze względu na wyjazd, idą do ścięcia.
Ale widać, że kuracja przynosi efekty, więc japoński manicure dalej w użyciu :D
Buziaki!