Dziś przychodzę do Was z recenzją lakieru Sophin. Bosz... jak ja dawno nie recenzowałam lakierów... :)
W grafitowej, żelkowej bazie upchnięto ogromną ilość białych małych heksów i piegów. Dzięki temu zabiegowi kolejne warstwy lakieru nie zasłaniają drobin całkowicie.
Pędzelek dobrze skrojony, wygodnie się nim maluje.
Do pełnego krycia wystarczyły 2 średniej grubości warstwy. Niestety smuży przy cienkiej warstwie. Druga grubsza jednak wszystko wyrównała. Lakier sam w sobie wysycha w zadowalającym tempie, jednak przez drobiny pozostaje lekko chropowaty. Dlatego nałożyłam warstwę Poshe.
Bez odprysków, za to z wytartymi końcówkami wytrzymał 3 dni.
Muszę przyznać, że szalenie mi się podoba. Pozostając pod wpływem obecnej aury, widzę go jako pruszący śnieg w zimową noc :)
Zmywanie jest troszkę kłopotliwe, ale obyło się bez użycia folii.
Więcej informacji o lakierach Sophin:
Strona ->
KLIK
Facebook ->
KLIK
Instagram ->
KLIK
Z tego co mi wiadomo, sklep internetowy ma ruszyć od nowego roku - prace trwają :)
Użyłam:
1 warstwa odżywki Wibo calcium milk therapy
2 warstwy Sophin nr327
1 warstwa Poshe
Buziaki!